Mniej więcej raz w tygodniu, od kiedy tu jesteśmy, wyruszamy na wycieczkę krajoznawczą po lasach, górach i plantacjach Penang. Wyspa Penang pokreślona jest rozmaitymi szlakami wiodącymi najczęściej od jednej małej wioski do drugiej, pokonanie większości z nich zajmuje najwyżej trzy godziny marszu. Gdy tak idziemy jest wilgotno, pachnąco, zielono, gorąco, pocimy się oczywiście straszliwie (do tego już zdążyliśmy się przyzwyczaić), ale wracamy zawsze dobrze zmęczeni i szczęśliwi i śpimy snem sprawiedliwych. Po drodze natrafiamy oczywiście na różne dziwy- owoc muszkatołowca dyndający z gałęzi jak morela (ususzony staje się "gałką"), kwitnące goździki, ananasy wystające z ziemi jak kapusta, ciężkie kiście zielonych jeszcze bananów, wielkie drzewa durianowe oraz, no właśnie, cicho krwawiące kauczukowce z zawieszonymi wokół pnia kubeczkami.
Drzewa kauczukowe pierwszy raz zobaczyłam w filmie Indochiny, gdzie Catherine Deneuve, właścicielka plantacji, przechadza się wśród drzew wcześnie rano mówiąc że zawsze uwielbiała zapach cieknącej z drzew gumy. Kolejny plan ukazuje drzewa zasadzone w równych odległościach, przepasane kubeczkami i wyłaniające się z ciemności światełka, które wkrótce okazują się lampami na głowach zbieraczy gumy ruszających do pracy o brzasku.
Taki obraz plantacji kauczukowych zapadł mi głęboko w pamięć i od tej pory bardzo chciałam wreszcie zobaczyć i powąchać to drzewo. Malezja jest jednym z największych producentów gumy na świecie więc wydawałoby się, że możliwości będę miała pod dostatkiem. Rzeczywiście wielokrotnie widziałam wielkie plantacje kauczuku z daleka, jadąc gdzieś akurat autokarem, ale dopiero w zeszłym miesiącu udało mi się "dopaść" drzewo kauczukowe z bliska, właśnie przy okazji jednego z naszych spacerów, i to na dodatek chyba zanim "dopadła" je zbieraczka kauczuku, bo kubeczek był pełny niemalże po brzegi.
Żeby zebrać lateks, kauczukowca nacina się wcześnie rano (wtedy drzewo produkuje najwięcej soku czyli lateksu) i ukośnie, tak alby sok spływał w dół, po rynience przytwierdzonej do kory, aż do zawieszonego poniżej kubeczka. "Tapperzy", czyli z angielskiego nacinacze drzew kauczukowych, najpierw nacinają wszystkie drzewa po kolei, a gdy już skończą wracają do pierwszego drzewa i znów po kolei zbierają lateks, który zdążył w tym czasie wypłynąć. Potem zebrany sok się oczyszcza (do kubeczka wpadają liście i owady), suszy, przetwarza na wiele sposobów aż w końcu staje się, powiedzmy, kaloszami. Po sfotografowaniu drzewa kauczukowego ze wszystkich stron wróciliśmy na szlak, gdzie spotkaliśmy tapperkę, całą umorusaną, z torebką z narzędziami, która jednak za chwilę skręciła w boczną drogę i zniknęła gdzieś w gąszczu bujnej zieleni. Spotkanie z kauczukowcem było wiec takie jak chciałam, otoczone aurą tajemnicy, wydawało się że na drodze pojawi się zaraz piękna Catherine Deneuve i powie nam -bonjour.